piątek, 23 marca 2012

Igrzyska Śmierci


Bałem się tego filmu. Powieść była naprawdę bardzo dobra, ale też cholernie łatwa do skopania, do przeholiłudzenia, przezmierzchowania, przepatriotycznienia - wszystkich możliwych, szkaradnych grzechów popełnianych notorycznie odkąd istnieją ekranizacje książek.
Z tym większą radością pragnę stwierdzić, że ten film zdołał się od nich uchronić.
Gra aktorska z nóg nie powala - Jennifer Lawrence odwaliła, co prawda, kawał dobrej roboty jako Katniss (spuśćmy zasłonę milczenia na jej przedramatyzowane "marcie z głodu" w retrospekcji), także aktorzy odtwarzający postaci Haymitcha i prezydenta Snowa byli świetni, ale już choćby rola Hutchersona (filmowy Peeta) jest nieco drewniana. Jak zresztą sama postać, choć trzeba przyznać, że twórcy filmu robili co mogli, by nadać mu choć trochę osobowości, a taka znowu Prim sprawia wrażenie jednej z tych nawiedzonych dziewczynek z japońskich horrorów.
Generalnie jednak bohaterów odwzorowano poprawnie - czepiłbym się chyba jedynie Cinny; to znaczy, ten nieogolony Mulat z obrączką w uchu przypomina raczej stereotypowego dilera narkotyków niż powieściowego stylistę - jednak to są tylko narzekania niemożliwego do zadowolenia fana kanonu.
To, co zwraca uwagę, to fabuła i sposób, w jaki ją przedstawiono. Ten film nie tylko odwzorował wszystko, co najlepsze w kanonie - on poprawił jego wady, choćby usuwając kilku bohaterów drugoplanowych, których losy w powieści zwyczajnie nudziły czy zastępując nieumarłe wilkołaki z finału zwykłymi, ogromnymi psami.
Całość jest nieprzegadana i generalnie ustrzeżono się przed łopatologią. Może przesadzili tylko odrobinę z efektem trzęsącej się kamery - a mówię to z pozycji zdeklarowanego fana "REC" - ale nie psuje to przyjemności z oglądania.
Muzyka odzywa się rzadko i, po prawdzie, do najwybitniejszych to ona nie należy. Większość czasu jednak poznajemy losy Katniss w ciszy.
Efekty specjalne - tutaj film miał z miejsca u mnie plusa za to, że nie dołączył do tej głupiej mody dorabiania na siłę 3D tam, gdzie nie jest potrzebne, a wręcz przeciwnie - pokazał, że drugi wymiar też potrafi być cholernie efektowny.
Czy polecam? Zdecydowanie! Uważam, że jeśli na najbliższej gali "Igrzyska" nie dostaną Oscara - może niekoniecznie za najlepszy film, bo kilka innych epickich premier się kroi, ale przynajmniej za scenariusz adaptowany - to Akademia będzie mogła sobie doliczyć jeszcze jedną spektakularną wpadkę do kolekcji. Happy Hunger Games!

Ocena końcowa:
9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz