niedziela, 1 stycznia 2012

Sex Story


"Sex Story" jest to film, który poza tym, że przedstawia sobą jeden z najcudowniejszych przykładów wątpliwej kompetencji polskich tłumaczy (tytuł przebił chyba nawet słynną "Szklaną pułapkę"), jest najzwyczajniejszym w świecie czasozabijaczem. Jednym z tych filmów, które jak stanieją (czyli za jakiś miesiąc, może dwa) staną się prawdopodobnie ulubionymi dziełami wszystkich właścicieli autokarów z telewizorami na świecie.
Tak, wiem, że fabuła brzmi oryginalnie. Jeśli się jednak temu wszystkiemu przyjrzeć z bliska, to jest to najstandardowsza na świecie komedia romantyczna, tyle że wywrócona na lewą stronę. Klimat, konwencja, radosny bezsens tryskający z każdego posunięcia bohaterów i gagi śmieszące tylko ludzi z lekko schorzonym poczuciem humoru (mój ulubiony to ten z miesiączkową składanką przebojów, ale ja podobno jestem dziwny) - wszystko to daje amerykańską bezbolesną komedię romantyczną.
Role główne względnie dobre, choć po Natalie Portman, której od czasu gdy obejrzałem "Czarnego łabędzia" i "Kochanice króla" jestem zdeklarowanym fanem, spodziewałem się jednak więcej. Niby grała dobrze, ale przez cały czas sprawiała wrażenie, jakby w gruncie rzeczy miała ten cały film głęboko gdzieś.
Obsada drugoplanowa prawie nie istnieje, a w każdym razie większość pobocznych bohaterów pojawia się na ekranie najwyżej po dziesięć minut - wyjątkiem są współlokatorki i siostra Emmy, które to są na ekranie większość czasu, ale niemal zawsze w tle.
Muzyka wybitnie komedioworomantyczna - lecą tam w tle jakieś popowe smęty, ale raczej się na nie nie zwraca uwagi.
Polecam na zabicie czasu. Film nie wnosi w sumie nic nowego, choć nie ma w nim też jakichś spektakularnych błędów. Ot, taka sobie komedyjka.

Ocena końcowa:
7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz