niedziela, 1 stycznia 2012

Obcy: Ósmy pasażer Nostromo


"Obcy" to niewątpliwa klasyka zarówno kina grozy, jak i SF. Kontynuowany w wielu mniej lub bardziej komercyjnych sequelach i crossoverach stał się legendą kinematografii światowej. Czy był tego wart?
Nie sądzę. Nie mówię, że to był zły film. Niewątpliwie miał wiele mocnych stron, a to: doskonale skonstruowanego potwora, przyzwoite efekty specjalne czy w miarę spójną akcję. Wielość rażących błędów każe jednak przypuszczać, iż nigdy nie zdobyłby takiej popularności gdyby nie zainteresował się nim James Cameron.
Bo przy całym dopracowaniu od strony technicznej "Obcy" popełnia jeden niewybaczalny błąd: jest nudny. Jest najzwyczajniej w świecie nudny. Przez grubą większość czasu na ekranie po prostu nic się nie dzieje. Co z tego, że w kanale wentylacyjnym jest wielki i przerażający potwór, skoro na wizji widać go raptem kilka razy, każdy po dziesięć sekund? Jakby tego było mało, podczas jedynej sceny, w której widzimy go w całości - a więc gdy bohaterka wypycha go ze statku w przestrzeń kosmiczną - wszystkie resztki klimatu zostają zmiecione przez potwornie staroświecką animację poklatkową. Dosyć bolesne, muszę powiedzieć.
Poza tym gra aktorska też nie robi większego wrażenia. Wszyscy grają tak, jakby w gruncie rzeczy mieli to wszystko gdzieś. To znaczy - skąd oni brali tych gości? Ze zjazdu rodzinnego Stallone'ów? Te same, znudzone miny widoczne na twarzach ludzi znajdujących się w śmiertelnym niebezpieczeństwie to nie jest to, co chciałbym zobaczyć w dobrym filmie grozy.
Do tego sceny śmierci - jeśli w ogóle twórcy raczą je pokazać - są wyjątkowo groteskowe. Poczynając od sceny "porodu" Obcego, a kończąc na finałowej z nim rozprawie, nie ma w nich ani odrobiny napięcia. Mam wrażenie, że pan Scott tak skupił się na zaprojektowaniu przerażającego wyglądu bestii, że zabrakło mu czasu bądź fantazji na wymyślenie tego, co ta szkarada powinna właściwie robić.
Poza tym totalnie niepotrzebny wątek kota (aż chce się tu wstawić cytat z Nostalgia Critica - kto zna, ten wie, jaki), który przewija się przez cały film i tak właściwie to tylko denerwuje. I kiedy mówię o zbędnych scenach nie mam na myśli tylko tych "kocich" - choćby ta, w której bohaterka krzyczy do pokładowego komputera (!) "TY SUKO!" zakrawa na kpinę.
Generalnie film można obejrzeć w ramach akcji poznawania klasyki, ale wiele kawy musi upłynąć, jeśli chce się go poznać za jednym zamachem. Albo i nie, bo właściwie w czasie potwornych dłużyzn można się bezpiecznie zdrzemnąć.

Ocena końcowa:
4+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz