piątek, 13 stycznia 2012

Coś się dzieje


"Coś się dzieje" to komedia romantyczna rodem z Bollywood, przepełniona, jak większość filmów Karana Johara, zdrowym sarkazmem i złośliwym bardziej niż poważnym podejściem do tematu. Postaci są więc przerysowane, akcja balansująca na granicy absurdu, a całość w cudowny sposób parodiuje indyjskie filmy.
Na uwagę zasługuje perfekcja odegrania dwójki głównych bohaterów - nie od dziś wiadomo, że SRK i Kajol to doskonały duet, a tutaj dali z siebie wszystko - SRK jako Rahul, nieodpowiedzialny i maminsynkowaty trzpiot, Kajol natomiast w roli Anjali, jego najlepszej przyjaciółki, chłopczycowatej do przesady.
Ze znanych nazwisk w filmie występuje także kuzynka Kajol, Rani Mukherjee, która nawiasem mówiąc tutaj zaliczyła kinowy debiut. Przewija się zresztą i Salman Khan, i to w dość kluczowej roli, ale jak w napisach piszą, że to występ gościnny (choć trwał przez pół filmu) to trzeba wierzyć. Chyba.
Bym zapomniał - rzecz kluczowa w Bollywoodach: świetna, ale to prześwietna muzyka. Niektóre piosenki już zyskały status kultowych wśród fanów gatunku (szczególnie tytułowa, ale także "Koi mil gaya"). Zresztą cały podkład dźwiękowy zasługuje na uwagę, mimo że (rzecz dla indyjskich musicali charakterystyczna) głosy śpiewających są podłożone zupełnie bezfinezyjnie i nawet nie próbują naśladować głosów aktorów. A w jednej z piosenek dokładnie jedna piosenkarka podkłada głos Tinie i Anjali, co jest dość łatwe do zauważenia (delikatnie rzecz ujmując).
Sama historia opowiedziana w filmie jest radośnie nieprawdopodobna, kompletnie niedograna psychologicznie i wrednie sarkastyczna - inaczej mówiąc, wybitnie joharowa. W skrócie: Rahul żeni się z Tiną, która umierając w wyniku powikłań poporodowych postanawia załatwić mu następną żonę - zadanie wyswatania go z Anjali, swoją dawną rywalką, powierza świeżo narodzonej córeczce o tym samym imieniu pozostawiając jej zestaw ośmiu listów do przekazania w dni kolejnych ośmiu urodzin (nie pytajcie, błagam, na czym polegało przekazanie listu rocznemu dzieciakowi; może był w nim gryzak albo coś).
Reasumując: ogląda się przyjemnie, odmóżdża dokumentnie i jest na wskroś bollywoodzkie. Jestem na tak.

Ocena końcowa:
7+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz