wtorek, 13 września 2011

Batman


Całe szczęście, historia Człowieka-Nietoperza nie zakończyła się na tragicznych wypocinach roku 1966 i już w trakcie, gdy "Solidarność" nasza ukochana sprzedawała się radośnie komunistom, wytwórnia WB zainteresowała się Batmanem na nowo. Zaszczyt nakręcenia nowego, doroślejszego "Batmana" otrzymał rosnący w popularność amerykański reżyser - Tim Burton.
Ten zaczął od tego, że odrzucił wszystko, co znamy z komiksów. Niby dokładnie to samo zrobili twórcy "Batman zbawia świat", z tym, że o ile tamci Batmana przerażająco spłycili, o tyle Burton postanowił zrobić z cyklu (w większości raczej tanich) komiksów kryminalnych złożoną metaforę... Walki ładu i porządku z anarchią i postmodernizmem.
Ten ostatni uosabia Joker - genialnie odegrany przez Nicholsona chaotyczny zbrodniarz z sardonicznym uśmiechem na twarzy. Zachowuje się absurdalnie, jego zbrodnie są niemal groteskowe, jest całkowicie nieprzewidywalny... Słowem, czarny charakter par excellence.
Z kolei Batman... Zmroczniał. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie zobaczymy tu rodzinnego Amerykanina brzydzącego się zabijaniem, jakiego możemy pamiętać z pierwowzoru. Ten Batman jest ponury, bezwzględny i bezlitosny. Przy tym bardziej teatralny i efektowny niż jakakolwiek inna interpretacja tej postaci.
Mimo, że film z komiksami niewiele ma wspólnego, znajdzie się w nim także i kilka smaczków dla fanów kanonu: występują tu mniej lub bardziej epizodycznie takie nazwiska jak Vicky Vale, Harvey Dent (choć ten z tajemniczych względów jest Murzynem), czy Jim Gordon (starszy o jakieś trzydzieści lat niż jego komiksowy odpowiednik, ale to szczegóły).
No i najbardziej chyba charakterystyczny element zarówno dzieł związanych z Batmanem, jak i filmów Tima Burtona - niesamowita atmosfera lekkiego (?) obłędu. W tym filmie jest więcej klimatu niż na obydwu zwrotnikach i Równiku na dokładkę. "Czy tańczyłeś już z diabłem w bladym świetle Księżyca?" - rzuca ochrypłym głosem Joker. A widza aż ciarki przechodzą. I ta muzyka Danny'ego Elfmana... Ale o geniuszu tego kompozytora można by książki pisać, więc ja sobie daruję długaśną odę, która miała nastąpić w tym miejscu.
Reasumując - film godzien polecenia jak mało która historia superbohaterska. Burton spisał się doskonale, a obsada nie tylko doskonale gra, ale także i świetnie pasuje do postaci. A to, że Bob Kane się w grobie przewraca, widząc, jak przerobiono jego bohaterów? A niech się przewraca, bo zwyczajnie ci filmowi są lepsi.

Ocena końcowa:
10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz