sobota, 3 marca 2012

Kobieta w czerni


Powiem na wstępie, że (w przeciwieństwie do wielu osób) nie byłem uprzedzony do tego filmu. Daniel Radcliffe nie jest moim zdaniem aż tak tragicznym aktorem, za jakiego się go uważa - w "Harrym Potterze" wszak skopali swoje role znacznie zdolniejsi od niego (Gary Oldman, Alan Rickman, Helena Bonham-Carter, Ralph Fiennes...), a on poradził sobie ze swoją całkiem znośnie, zwłaszcza jeśli zważyć na to, jak irytującą postać przyszło mu zagrać.
"Kobieta w czerni" natomiast zapowiadała się na całkiem przyzwoity, lekko tandetny, gotycki horror. Była natomiast nieprzyzwoicie tandetnym gotyckim horrorem. Ot i wszystko.
Nie wiem, na ile to jest wina powieści Susan Hill, na której film jest oparty, bo jej nie czytałem, ale fabuła jest niesamowicie, szokująco wprost głupia i sztampowa. Do połowy filmu zapowiada się on całkiem nieźle - mroczne, ponure zdjęcia, tylko lekko drewniana gra aktorska, ładna, klimatyczna muzyka...
A potem prawnik Arthur wchodzi do nawiedzonego domu. Od tego momentu nie sposób powstrzymać się od śmiechu.
Poważnie, nie byłem w tym odosobniony. Niemal cała sala zwijała się w histerycznym chichocie na widok kolejnych absurdalnych poczynań bohatera, który najwyraźniej przejawia zadziwiające skłonności do autodestrukcji - a to paraduje z siekierą trzymając ją za sam koniuszek rękojeści tak, że gdyby jej spróbował użyć, złamałby sobie rękę, a to ściga morderczego upiora uzbrojony w świeczkę, skacze w ogień, do bagna, pod pociąg... Poważnie, tak spragnionej efektownej śmierci postaci nie widziałem od czasu "Piątku, trzynastego".
Motywacje ducha są zresztą nie mniej niejasne. Nie zdradzę za wiele, jeśli powiem, że tytułowa kobieta w czerni za życia była nieszczęśliwą matką, której odebrano dziecko, gdyż ją samą uznano za niezrównoważoną psychicznie; pod niedbałą opieką krewnych dziecko utonęło.
Samobójcza śmierć jego matki najwyraźniej jeszcze pogorszyła stan jej nerwów, gdyż postanawia ona wymordować wszystkie dzieci w okolicy. Z jakichś tajemniczych względów nie może jednak żadnego tknąć dopóki ktoś dorosły jej nie zobaczy. Poza tym jak już jest ta maszkara pokazana na ekranie wygląda bardziej groteskowo od Freddiego Kruegera, mimo że ten był groteskowy świadomie.
Powyższe akapity nie wyraziły nawet drobnej cząstki fabularnego gówna, jakim ciśnie w was ten film. Każdy pojedynczy ruch, każda akcja, każde słowo dowolnie wybranego bohatera tak bezczelnie przeczy logice i zdrowemu rozsądkowi i jest tak potwornie sztampowe, że obejrzenie tego filmu z pokerową twarzą jest praktycznie niewykonalne. A finał był już tak szokująco tandetny, że przez chwilę się bardzo poważnie zastanawiałem, czy ten film nie jest świadomą parodią kina grozy, bo po prostu nie mogłem uwierzyć w to, by twórcy tego gniota byli tak dalece pozbawieni dobrego smaku.
Czy polecam? Może w pewnych okolicznościach "Kobieta w czerni" byłaby całkiem niezłą, bezmyślną rozrywką. Na tej samej zasadzie, na jakiej są nią co bardziej kiczowate filmy akcji. Bo z tego kicz kipi i wycieka na podłogę.

Ocena końcowa:
2+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz