wtorek, 28 lutego 2012

Hugo i jego wynalazek


Na wstępie, zanim zacznę narzekanie na sam film, który ssie jak chyba żaden nagrodzony taką ilością Oscarów (poważnie, jest gorszy chyba nawet od "Slumdoga"), pragnę zaznaczyć, że polski tytuł nie ma najmniejszego sensu, gdyż przez cały film Hugo nic nie wynajduje. Ale to tylko taka mała dygresja na wstępie.
Ten film ssie.
Weźmy Spielberga. Wsadźmy go do słoika i pozwólmy, żeby skisł i spleśniał. Następnie dorzućmy szczyptę Pixaru i posypkę z kiepskich filmów biograficznych. Zaczekajmy dwie godziny i mamy "Huga i jego wynalazek". Nie mam pojęcia, co członkowie Akademii brali, gdy przyznawali mu 5 (5!) Oscarów, w tym jednego za efekty specjalne (które ssą, podobnie jak cała reszta tego gniota), ale to musiało być mocne.
Sam nie wiem, od czego zacząć, bo po prostu nie mogę znaleźć żadnego elementu tego filmu, który by był w porządku.
Fabuła ssie. Jest familijnym opowiadankiem o Człowieku Który Stracił Marzenia i Dzielnym Chłopcu Który Mu Je Przywraca, i to kiepsko zinterpretowanym.
Gra aktorska ssie. Że Hugo i jego przyjaciółka będą ssać, to było oczywiste, bo w końcu są dziećmi w amerykańskim filmie familijnym, ale ssie też cała reszta obsady.
Muzyka ssie. Ciężko mi pisać o muzyce, ale po prostu... Ssie.
Efekty specjalne, jak już wspominałem, ssą. Scena, w której ojciec Huga płonie w pożarze jest tak radośnie nierealistycznie zrobiona, że zamiast grozy czy smutku wywołuje histeryczny śmiech.
Humor ssie, skoro już o śmiechu mowa. Oparty jest na gagach w rodzaju "u, ha, ha, żandarm złamał sobie nogę". Flip i Flap byli bardziej wyrafinowani.
Bohaterowie ssą. Irytujący, mazgajowaty dzieciak i dziewczynka z obsesją na punkcie przygód (nieuchronne skojarzenia z "Zadziwiającym Maurycym..." Pratchetta, tyle że tam to był tylko głupi dowcip, a tutaj jest to jeden z głównych wątków filmu).
Nie mam pojęcia, nie wiem, czemu tylu ludziom podobał się ten gniot. Ja kląłem przy każdej kolejnej, pretensjonalnej do bólu i ogranej w setkach innych familijniaków scenie. Jedyne, co mogę przypisać na plus to design robota - zerżnięty żywcem z "Syberii" (nawet mówią o nim per "automat", zamiast "robot"), ale dzięki temu fajnie wygląda.
Nie poleciłbym tego szkaradzieństwa nikomu. A panom z Akademii poleciłbym miły urlop w górach.

Ocena końcowa:
4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz