niedziela, 1 stycznia 2012

Iron Man 2


Podchodzę raczej nieufnie do każdego kolejnego komercyjnego filmidła o superbohaterach. Większość z nich to wysokobudżetowe gnioty, które poza znanym z komiksów kostiumem i kilkoma efektownymi eksplozjami nie mają praktycznie nic do zaoferowania.
"Iron-Man" mnie pozytywnie zaskoczył. Jak już pisałem w recenzji mu poświęconej, był to kawał dobrej rozrywki.
Ale podchodzę raczej nieufnie do każdego kolejnego komercyjnego sequela filmideł o superbohaterach. Większość z nich to wysokobudżetowe gnioty, które poza znanym z komiksów i poprzedniego filmu kostiumem i kilkunastoma efektownymi eksplozjami nie mają praktycznie nic do zaoferowania.
Dało mi to szanse do bycia zaskoczonym po raz drugi.
"Iron-Man 2" daje widzowi dokładnie to samo co pierwsza część. Ani mniej, ani więcej. W pierwszej części mieliśmy nieprawdopodobną historię - i w tej mamy. W pierwszej części mieliśmy imponujące efekciarstwem efekty specjalne - i w tej także. W pierwszej części Robert Downey Jr. wykreował jedynego w swoim rodzaju superbohatera, który jest bardziej barwny niż jego wrogowie - i w tej kontynuuje swoje dzieło.
Każdy, kto szuka nieangażującej umysłowo, bezmyślnej, kipiącej niepotrzebnym testosteronem rozrywki - znajdzie ją w tym właśnie filmie. Wartka akcja, przyjemne dla oka walki, ekspresowo (naprawdę ekspresowo!) przeprowadzony wątek miłosny - wszystko to czyni z "Iron-Mana 2" idealną propozycję na relaksujące dwie godziny z paczką pop-cornu w jednej dłoni i puszką tego czy innego płynu w drugiej.
I to jedno trzeba filmowi przyznać - nie pretenduje do głębi. To, co doprowadza do szału w dowolnie wybranej ekranizacji przygód Supermana czy właściwie dowolnego z marvelowskich herosów (poza samym Iron-Manem, naturalnie), tutaj po prostu nie ma miejsca. Spodziewacie się moralizujących przemów o efekcie cieplarnianym, pokoju na świecie, odpowiedzialności, moralności? Otrzymacie cztery serię z CKM-a, dwie eksplozje i szybkie, ciężkozbrojne zapasy wręcz. W ciągu minuty.
Jeśli komuś podobał się "Iron-Man", spodoba mu się także sequel. To jest jeden z tych filmów, które zyskują nieśmiertelność nie dzięki awangardowości i filozoficznej głębi, ale dzięki temu, że nikt normalny w piątkowy wieczór po Bergmana nie sięgnie. Sięgnie po "Iron-Mana 2".
...i tylko jeden, maluteńki, mankament. Czy gdyby ktoś wam kazał wykupić prawa do jakiegoś znanego metalowego kawałka, żeby go puścić w napisach do filmu o Iron-Manie - cholernym IRON-MANIE - czy naprawdę waszą pierwszą myślą byłoby "Highway to Hell"...?

Ocena końcowa:
7+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz