niedziela, 11 grudnia 2011

Terminator 2: Dzień sądu


"Terminator" mnie nie zachwycił. Wszędzie aż cuchniało od cameronowskiej pretensjonalności, było parę nieścisłości fabularnych, gra aktorska była co najwyżej znośna - może poświęcę mu zresztą osobną recenzję.
Zachęcony pozytywnymi opiniami sięgnąłem jednak po "Terminatora 2". Wrażenia? Mogę opisać je bardzo krótko: łał. Po prostu - łał. Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że film akcji w reżyserii Jamesa Camerona, z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli robota z przyszłości będzie w stanie mnie olśnić. Pomyliłbym się. Bo taki właśnie jest ten film - olśniewający.
Zazwyczaj najbardziej podkreślaną zaletą są efekty specjalne. I bardzo słusznie. Film powstał 20 lat temu, a strona techniczna przewyższa wiele współczesnych dzieł kina akcji. Każda pojedyncza eksplozja jest dopracowana do perfekcji - może nie wszystkie są do końca realistyczne, ale na litość! To jest film o morderczych robotach z przyszłości, kto normalny wymagałby od niego realizmu? A czy są efektowne? Jeszcze jak!
Ale oceniać film po efektach specjalnych to jak oceniać obraz po rodzaju płótna. Jak więc przedstawia się gra aktorska? Miodnie. Schwarzenegger najzwyczajniej w świecie przeszedł sam siebie. Do tej pory po każdym jego filmie miałem powracającą refleksję - "Rany, dlaczego taki dobry aktor marnuje się w takim chłamie?". Tym razem Arnie dostał pole do popisu. I zagrał znakomicie. Każdy grymas, każdy ruch (że o kultowej już scenie z uśmiechem nie wspomnę) wykonany jest z rozmysłem tak, iż mam wrażenie, że przed kręceniem tego filmu Schwarzenegger musiał naprawdę wiele czasu spędzić na ćwiczeniach przed lustrem.
Linda Hamilton nie popisała się aż tak bardzo, choć widać, że się starała - doceniam i zamykam temat.
Zwłaszcza że mamy tutaj drugą popisową rolę - Roberta Patricka w roli T-1000, nowego mechanicznego zabójcy nasłanego na Johna. Nie wiem, jak ten facet to robi, ale ta postać naprawdę potrafi budzić lęk. I sceny w których udaje normalnego człowieka... Ciarki przechodzą.
O dziwo świetnie zagrał także Edward Furlong w roli młodocianego Johna Connora. w Hollywoodzie zwykło się zaniedbywać role dziecięce, wychodząc z założenia że dziecko i tak dobrze nie zagra - ten błąd został popełniony w wielu całkiem niezłych filmach, jak "Wojna światów" Spielberga, a nawet w kilku naprawdę świetnych, poczynając od "Charliego i fabryki czekolady" Burtona. Furlong mówi temu założeniu: bulszit. Bulszit jeden wielki, mili panowie.
Fabuła - kolejny wielki szok. Naprawdę, wierzcie mi lub nie, ale jest spójna, czytelna i angażująca emocjonalnie. Bywa strasznie, bywa śmiesznie, bywa smutno. Co tylko chcecie. Starałem się, naprawdę się starałem wytknąć jej przynajmniej kilka typowo cameronowskich naciągnięć. Nie znalazłem ani jednego. Aż się nie chce wierzyć, że to film Camerona. Jakby tego było mało, fabuła jest... Inteligentna. Naprawdę, mówię całkowicie poważnie. Dylematy, jakie muszą podejmować bohaterowie mają prostą konstrukcję, ale zmuszają do myślenia. Powiedzmy sobie jasno, taki "Matrix" przy "Terminatorze 2" wypada jak "Tabaluga" przy "Siódmej pieczęci" (litościwie o "Reaktywacji" i "Rewolucjach" nawet nie wspominam).
Generalnie - polecam. Polecam z całego serca. "Terminator 2" zwala z nóg i muszę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych filmów akcji, jakie w życiu widziałem. Oczekiwałem taniej rozrywki - otrzymałem rozrywkę drogą, dopracowaną i inteligentną. Daj Boże więcej takich zaskoczeń.

Ocena końcowa:
9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz