wtorek, 13 września 2011

Katyń


Polski, dobrze wykonany film historyczny? Nie uwierzę, póki nie zobaczę. Toż nawet pan Wajda nie jest cudotwórcą. Chyba.
No to obejrzałem. Parę dni później obejrzałem jeszcze raz. I jeszcze. A jak już uznałem, że to nie jest żaden cholerny sen, wziąłem się do pisania recenzji.
Fabuła jest prosta: polski oficer zostaje aresztowany przez Sowietów, a jego żona ląduje na terenie Generalnego Gubernatorstwa i przez bardzo długi czas kompletnie nie wie, co się z nim dzieje, a jak już się dowiaduje, to w formie niejasnych i przekłamanych plotek.
"Katyń" zaskakuje - nie tyle akcją, którą każdy, kto choć trochę interesuje się historią, zna, co wykonaniem. Wajda najwyraźniej zdawał sobie w pełni sprawę z kiszek, jakimi okazywała się większość analogicznych produkcji i naprawdę solidnie się przyłożył, żeby "Katyń" nie powtórzył błędów tamtych. Tak więc, po pierwsze, zadbano o solidną obsadę - Artur Żmijewski może do śmietanki polskich aktorów nie należy, ale Maja Ostaszewska już zdecydowanie tak, a Englert to taka śmietanka, że już niemal masło i to bynajmniej nie zjełczałe. Zresztą nawet Ojciec Mateusz spisał się całkiem nieźle - nie wiem, czym mu zagrozili, ile mu zapłacili, ale dał z siebie absolutnie wszystko.
Po drugie - muzyka. Żadnych cierpiętniczych bełkotów a'la filmy wspominkowe TVP. Obecnie żyje raptem trzech naprawdę dobrych polskich twórców muzyki filmowej - Preisner, Kilar i Penderecki. Z tych trzech pan Krzysztof tylko niewiele ustępuje Kilarowi, toteż oprawie muzycznej nie da się nic zarzucić. Jest nastrojowo, jest ponuro, jest mrocznie - a kiedy trzeba, jest i co nieco napięcia psychologicznego, szczególnie jeśli chodzi o fenomenalną rolę Ostaszewskiej.
Ano właśnie - dochodzimy do trzeciego, najważniejszego i najczęściej zawalanego punktu - akcja. Tutaj twórcy popisali się nie lada zręcznością. Rozgrywa się ona na niemal dziesięcioletnim rozstrzale czasowym, a przestrzennie poszczególne jej wątki dzielą setki kilometrów. Mimo to ustrzeżono się zarówno od chaotyczności, jak i od zwykłego przynudzania. A ostatnia scena ryje mózg bardziej niż wszystkie slashery z lat osiemdziesiątych razem wzięte.
Poza tym należy zauważyć, że film naprawdę solidnie odwzorowuje historię - co jest u Wajdy pewnym fenomenem, zwłaszcza jeśli ktoś oglądał "Dantona" czy "Lotną", które pod tym względem zawiodły na całej linii. Tutaj mamy daty, mamy wydarzenia oparte na faktach, mamy wszystko, co dobre w gatunku zwanym dramatem historycznym.
Podsumowując: "Katyń" jest bardzo miłym zaskoczeniem. Jest ciężki, ale czuć w nim rękę mistrza - i to nie jednego. Ktoś tam, w tajemnych komnatach PISF-u postanowił zrealizować porządny film historyczny. Z ulgą stwierdzam, że się udało.

Ocena końcowa:
8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz